Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

niedziela, 3 lipca 2022

Biała śmierć - Wiesia Batowska




Biała śmierć- Wiesia Batowska

Buran, śnieżyca... Wicher szaleje
Miota się, szarpie, kręci i wieje,
Pędzi przed siebie, to w miejscu wierci
Jak gdyby tańczył straszny tan śmierci.
Wszystko przesłania biała kurzaw,
Przez stepy pędzi z ogromną wrzawą,
Jęczy i gwiżdże jak opętany,
Wzbijając w niebo śniegu tumany.

W nieustającym pędzie i wirze,
W locie i w drgawkach, w podskokach , w biegu
Kłuje i siecze igłami śniegu,
Oczy przesłania i dech zapiera,
I wszystko niszczy, wchłania, pożera,
Bo czy to pędzi, czy w miejscu wierci
Sługą i posłem jest białej śmierci.

W białej kurzawie coś się majaczy,
Coś się porusza... Co też to znaczy?
Czy nieopacznie swe legowisko
Zwierz dziś porzucił?... Podchodzi blisko
Idzie powoli siły resztkami
Zmęczony pewnie walka z wichrami,
Bo często staje, często spoczywa,
Znowu się rusza, chwieje się, kiwa...
Nie! To nie zwierzę! Czy to być może...
To przecież człowiek! O Boże! Boże!
Wszak ludzka postać to pochylona...
Jakaś kobieta!... chyba szalona!
Chyba nieszczęsna rozum straciła,
Albo ją przemoc jakaś zmusiła.

Porzucić chatę swoją i dzieci,
I iść przez stepy w czasie zamieci,
Idzie powoli... Wiatr rozhukany
Z nóg wciąż ja zbija, szarpie łachmany,
Siecze i śniegiem miota wprost w oczy,
A ona wolno przed się wciąż kroczy,
Dźwigając worek siły resztkami
I choć jej oczy zachodzą łzami,
Choć ręce mdleją, lecz go nie rzuci,
Ona z tym workiem do dzieci wróci,
Niech ta pszenica krwawo zdobyta
Choć raz nakarmi dzieci do syta,
Niech wygłodniałe biedne jej dziatki
Nie czują żalu do swojej matki.

Ona by krew swą chętnie przelała
I życie swoje bez żalu dała,
By ulżyć dzieci swych ciężkiej doli…
Och! Jak matczyne serce ją boli…
Na chleb zmieniła i bez żałości
Ostatnie swoje cenne świętości:
Krzyżyczek chrzestny, obrączkę męża…
Och, znowu słabo… siły wytęża…
Twarz pełna smutku, cierpiąca, blada…
Znów się potknęła! Znowu upadla!...
Wicher ją szarpie, siecze i targa…
Ona coś mówi! To pewna skarga
Jakaś bolesna z sinych ust leci:
„ O Boże! – szepcze- Boże! Me dzieci!”
Resztkami siły znów się podrywa,
Chce iść… Nie może …O nieszczęśliwa!
Już wicher śniegiem ją przysypuje,
Już sypie kurhan, a ona czuje,
Że serce słabnie, nogi drętwieją,
Lecz się pociesza jeszcze nadzieją,
Że coś się stanie, że ujrzy dzieci…
Jakieś światełko hen w dali świeci!
Może to pomoc jakaś się zbliża?
Słabnącą ręką kreśli znak krzyża,
Potem w bezruchu zupełnym czeka
Na pomoc Boga albo człowieka
Co jej pomoże wrócić do dzieci.

Światełko bliżej, wciąż bliżej świeci…
Serce zamiera, lecz tli nadzieja,
A wciąż szaleje śnieżna zawieja,
Wciąż wicher – sługa złej, białej śmierci
Miota się, szarpie, kręci i wierci,
Huczy i wyje, jęczy rozgłośnie…
Nad nieszczęśliwą kurhan wciąż rośnie,
Już oddech tłumi, oczy przesłania,
Już nie usłyszy ona wołania,
Już nie zobaczy więcej swych dzieci,
Ani światełka, co nad nią świeci
W czasie buranu na pustym stepie.
- o nie pochodnie… - to wilcze ślepia.
Omija zaspy, śnieżne kurhanki,
Staje i wzniósłszy swój łeb do góry
Zaczyna śmierć wyć hymn ponury.

W: Niezgoda-Górska, Dosyć nam Sybiru, dosyć Kazachstanu. Wrocław 1994s.276-278