Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać
|
♦
♦
poniedziałek, 31 stycznia 2022
Świat bez krat- Barbara Janczura
|
Skarga duszy-Barbara Janczura
|
Etapy rozpaczy - Barbara Janczura
Moje Jutro - Barbara Janczura
|
Biały kwiatek II - Stanisława Wiatr-Partyka
|
Przesłuchanie-Barbara Janczura
|
Wnukowie Sybiraków- Marian Jonkajtys
|
„Szpitalik”- Barbara Janczura
|
Obozowe"eldorado" - Barbara Janczura
Pragnęłam żyć- Barbara Janczura
|
Kołyma- Barbara Janczura
Wygnany z cichej własnej chaty- Eugeniusz Kunc
Wygnany z cichej własnej chaty- Eugeniusz Kunc Urodziłem się w 1927 r. we wsi Sztutowa, powiat Jaworów, województwo lwowskie. Miałem dwóch braci. Starszy był marynarze m, służył początkowo w marynarce wojennej, później w handlowej na statku Batory. Drugi uczęszczał do gimnazjum w Jaworowie, a ja najmłodszy do szkoły powszechnej. W grudniu 1939 r. władze radzieckie rozpoczęły rozkułaczanie „bogaczy”. Wyglądało to w ten sposób, że po oględzinach zborów płodów rolnych i inwentarza zabierano to, co zdaniem urzędników było zbędne właścicielom i rozdawano innym. W ten sposób zabrano nam jedną z dwóch krów i zboże. Następnie rozkazano przenieść się do sąsiada, bo nasz dom był obszerny i mogło w nim zamieszkać więcej osób. To były wstępne zabiegi, zapowiadające nadejście zła, okrucieństwa, bezprawia, ludobójstwa w imię niezrozumiałych celów nieuwzględniających praw człowieka zwłaszcza, jeśli tym człowiekiem był Polak). 10 lutego 1940 roku w nocy załomotano kolbami do drzwi. W domu byli rodzice i ja, 13-letni wówczas chłopiec. Kazano nam w ciągu pół godziny spakować się i wyjść. Ojca i mnie ustawiono pod ścianą z lufą karabinu przy głowie. Matka mogła zabrać tylko tyle, ile udźwignie. Wzięła pierzynę, trochę ciepłego ubrania i jedzenie. Ten tobołek wrzucono na sanie, a nas przez głęboki śnieg w trzydziestostopniowym mrozie pędzono w nieznane. Takich jak my było wielu. Spędzono wszystkich do Domu Ludowego w naszej wsi, który napełnił się w krótkim czasie inną niż zwykle muzyką. Płacz |
NOCE KAZACHSTAŃSKIE-Jerzy Walden
|
NIEDOKOŃCZONY RÓŻANIEC- Jan Krupa
|
Tułaczka przez śniegi Syberii - Lucyna Wojno
♦Tułaczka przez śniegi Syberii - Lucyna Wojno♦ Urodziłam się 23 kwietnia 1931 r. w Łomży. Moja mama Wiktoria Śliwowska z Łuniewskich h. Ślepowron, była chora i dla podtrzymaniu ciąży leżała w szpitalu w Łomży. Zachorowała na grypę. Leczenie w tamtych czasach było niestety słabe. Wystąpiły powikłania, najbardziej ucierpiało serce. W Łomży przyszłam na świat. Mama nie odzyskała zdrowia i zmarła, kiedy miałam dwa lata i cztery miesiące. Moim wychowywaniem zajęła się młodsza siostra mamy – Kazimiera, która potem została żoną mojego taty Juliana, a dla mnie drugą matką. Z tamtych dni wczesnego dzieciństwa pamiętam tylko scenę, kiedy obok trumny z ciałem matki klęczał na jednym kolanie mój ojciec Julian, a na drugim kolanie siedziałam ja i wycierałam chusteczką łzy płynące mu po policzku. Mieszkaliśmy we wsi Buczyno Mikosy pow. wysokomazowiecki na Podlasiu. Ojciec Julian Śliwowski h. Jasieńczyk był podoficerem Wojska Polskiego i w 1939 r. walczył z sowietami w okolicach Lwowa. Tam nie dostał się w sowieckie ręce, bo zdołał uciec. Tereny powiatu wysokomazowieckiego po 17 |
Z posługą duszpasterską w Kazachstanie - Ks. Józef Kuczyński
|
Byłam zesłana na Sybir - Tamara Pfeiffer z domu Kowalczyk
♦Byłam zesłana na Sybir - Tamara Pfeiffer z domu Kowalczyk♦ córce Annie i wnuczce Agacie Nie zapomnijcie! Rodzice moi pobrali się w 1919 r. w Stawropolskim Kraju. Dziadek Kazimierz Kowalczyk – ko-lejarz był wysłany z Piotrkowa Trybunalskiego do pracy na kolei do Stawropola wraz z całą rodziną – żoną Józefą, synami Józefem (1896 r.) i Władysławem (1898 r.). Tam właśnie poznali się moi rodzice – Józef Kowalczyk i Agata Gonczarewicz. Matka była Rosjanką. Do roku 1939 mieszkaliśmy na Kresach Wschodnich stacja Bereza Kartuska, wieś Błudeń. Ojciec zajmował się handlem i pracował społecznie; był założycielem Spółdzielni „Społem” co bardzo denerwowało Żydów. Poza tym był zagorzałym zwolennikiem Piłsudskiego. 17 września 1939 r. wkroczyli do nas Bolszewicy. Pamiętam, że Żydzi wraz z miejscowymi komunistami zorganizowali powitanie z kwiatami. Mieli na ramionach czerwone przepaski i karabiny. 24 września ojca i ośmiu innych mieszkańców Błudnia (m.in. Michała Bieńko, Konstantego Kolińskiego, kierownika szkoły oraz Konstantego Moraczewskiego) aresztowano i po kilku dniach osadzono w więzieniu w Prużanach. W 1940 r. w maju ojca wraz z innymi wywieziono w głąb Rosji i ślad po nim zaginął. Zostałyśmy same: mama (1898 r.), siostra Lola Helena (1921 r.), i ja Tamara (1929 r.). W 1940 roku zaczęły się deportacje Polaków w głąb Związku Radzieckiego. Wiedziałyśmy, że nas również nie ominie wywózka. W nocy z 20 na 21 czerwca 1941 r. – wielkie łomotanie do drzwi. Weszli NKWD-ziści i miejscowi komuniści.. Zaczęła się rewizja, wszystko powywracano do góry nogami, no i naturalnie skrupulatnie przeglądano album z fotografiami. Powiedziano nam, że wysiedlają nas w baranowicką obłaść, wiedziałyśmy, że to wierutne kłamstwo, że czeka nas Syberia. Mamę |
Wspomnienia z zesłania na Sybir - Genowefa Klauzer
Wspomnienia z zesłania na Sybir - Genowefa Klauzer domu Białobrzewska Do czasu zesłania nas na Sybir mieszkałam wraz z rodziną na Kresach w osadzie Planta, pow. baranowicki, woj. nowogródzkie. W dniu 10 lutego 1940 r. w nocy przyjechali saniami politruki do naszego domu, kazali podnieść ręce do góry, dwóch stało z bronią w ręku obok niego. Wszystkich pobudzili i kazali ubierać się. Ojcu i matce odczytali „rozkaz”, że za to, że ojciec jest piłsudczykiem i ma nadaną ziemię za zasługi wojenne w 1921 r. zostaje zesłany wraz z rodziną w głąb Rosji. Wszyscy się trzęśli z zimna i przestrachu, bo mróz był tej nocy 40C, a oni pootwierali drzwi i okna. Rodzina moja składała się z ojca, matki i ośmiorga dzieci. Ja byłam najstarsza i miałam 16 lat, najmłodszy brat miał półtora roku. Na taką drogę trzeba było ciepło się ubrać. Dzieci były poowijane w koce, układane na saniach jak śledzie i przykryte pierzynami. I tak wieźli nas na stację Leśna w odległości 20 km. Po wyjechaniu na drogę zrobiło się widno i zobaczyliśmy wówczas, że to nie tylko my, ale wszystkich osadników z osady wywożą. Cały sznur furmanek już jedzie w kierunku stacji, a było 29 rodzin osadników i były one bardzo liczne. W Leśnej już były podstawione wagony towarowe. Były wagony większe – na siedem rodzin i mniejsze na cztery. My dostaliśmy wagon mniejszy, za to liczne rodziny sąsiadów Dąbkowskich, Łosińskich. Razem było nas 32 osoby i nasze rzeczy, które mogliśmy uchwycić w tym popłochu. W wagonach były |
Utracona młodość- Julian Żukowski
Utracona młodość- Julian Żukowski Pochodzę z Wołynia. Urodziłem się 8 maja 1932 r. w Równem. Po ponownym wkroczeniu wojsk radzieckich w 1944 r. na Wołyń wprowadzono zarządzenia obowiązujące w ZSSR. Wynikało z nich między innymi to, że młodzież, która ukończyła 12 lat musi nauczyć się zawodu. Ponieważ miałem już 12 lat skierowano mnie do szkoły zawodowej do miasta Kostopol, odległego od Równego o 20 kilometrów. W szkole uczyłem się ciesielstwa i stolarstwa oraz języka rosyjskiego. Nauka nie trwała długo. Jesienią 1944 r. moją klasę w ilości 20 uczni wysłano do miasta Podporoże, położonego pomiędzy jeziorami Onega i Ładoga. Jeziora te łączyła rzeka Świr. Zakwaterowano nas w baraku. W jednym pomieszczeniu mieszkaliśmy w piątkę. Zamiast nauki skierowano nas do pracy. Otrzymaliśmy sprzęt: piły, siekiery i kilofy. Usuwaliśmy wszystko co rosło na poboczu rzeki Świr w stronę górnego biegu. Przygotowywaliśmy teren pod budowę elektrowni wodnej. Praca była ciężka, ponad nasze młodzieńcze siły, a normę trzeba było |
Tak to pamiętam- Maria Kozłowska
Tak to pamiętam- Maria Kozłowska z domu Szagdaj Dziś jest mi trudno obiektywnie ocenić odtworzone w pamięci przeżycia sprzed prawie 80-ciu lat, bowiem z czasem nawet dramatyczne sytuacje wydają się być oczywiste, zwłaszcza gdy mogę się w moim wieku cieszyć pełnią zdrowia i rodzinnym szczęściem. Jednakże ten właśnie wiek sprawił, że mam potrzebę podzielenia się z Wami – moi najbliżsi – relacją z mojego życia. Każdy z nas ma w pamięci pewne wydarzenia z dzieciństwa i dla każdego z nas mają one wyjątkowe znaczenie, bo w pewnym sensie wyrokują o dalszym życiu: o podejmowanych decyzjach, o kontaktach z ludźmi i miejscu w świecie. Dlatego też nie miejcie mi za złe, jeżeli coś wyda Wam się mało obiektywne, bo nikomu nie można zarzucać, że przeżywa doświadczenia losu tak a nie inaczej. Każdy ma prawo do swoich uczuć, wrażeń… i pamięci. Moje dzieciństwo nie nasuwa typowych skojarzeń z pojęciami beztroski i poczucia bezpieczeństwa. Moje dzieciństwo było inne. |
Sybiracka miłość silniejsza niż śmierć i rozstanie - Maria Miller
- Maria Miller- - reportaż Grażyny Wosińskiej -
Miłość przetrwa wszystkie przeciwności losu - przekonuje Maria Miller. Maria Miller ma 85 lat i mieszka w Elblągu. Pochodzi z Rafajłowej koło Lwowa i Stanisławowa. Ta miejscowość znana jest z krzyża postawionego na pamiątkę wkroczenia 12 października 1914 roku żołnierzy polskich pod dowództwem Józefa Hallera. Jeszcze wtedy nie było pani Marii na świecie. Nie poznała czym była I wojna, ale okrucieństwo tej następnej doświadczyła aż nadto. Przed wojną dzieciństwo miała szczęśliwe. - Wydawało się, że tak będzie zawsze - wspomina. - We wrześniu 1939 roku wkroczyli Sowieci. W Nowy Rok |
Zniewolone dzieciństwo-Donat Poważyński
Okres po drugiej wojny światowej, sprawił, że mieszkańcy tzw. Kresów Wschodnich mieszkają obecnie w różnych rejonach naszego kraju, a wśród nich są także mieszkańcy Słonima, miasta mojego dzieciństwa. Niewielu z ich za-pewne jeszcze dzisiaj pamięta, że Słonim leży w dolinie Szczary przy ujściu do niej Issy i zaliczany jest do najstarszych oraz sławnych miast kresowych ziem Rzeczpospolitej. Jego dzieje wypełnione były zróżnicowanymi etnicznie ple-mionami, walkami o prymat władzy, rozwojem i upadkami następującymi po zbrojnych najazdach. Z miastem związane są postaci najrozmaitszej maści – przedstawiciele rodów rycerskich, osoby świeckie i duchowne żyjące w okresie gdy czas miecza i walki był silnie powiązany z tą ziemią i miał ogromne znaczenie w jej rozwoju. Pojawiają się one w różnych sekwencjach bezpowrotnie minionych stuleci, nieraz z ostrością konturów, z których jedne czas wyostrzył, drugie skutecznie zatarł. |
Wspomnienia- Pietrzak Danuta
Wspomnienia - Danuta Pietrzak Nastał rok 1939, miesiąc wrzesień. Z Sowietami podpisaliśmy pakt onieagresji1, a oni 17 września przekroczyli wschodnią granicę. Złamali pakt, zadając cios od tyłu Polsce, która borykała się z najeźdźcą niemieckim. Ojciec wrócił ze służby i w szybkim tempie zaczął się pakować do drogi. Trochę bielizny, żywności. Wiedzieliśmy tylko tyle, że wraz z tajnymi aktami i z kolegą „po fachu” jad ą w stronę Litwy. Krótkie po żegnanie z mamą i z nami: „Nie martwcie się, szybko wrócę” i cicho wypowiedziane słowa „a może nie”. Wówczas miałam 15 lat, a brat Czarek – 11. Ojca już nie zobaczyliśmy.Został zamordowany przez sowietów w Miednoje 2 (obóz Ostaszków) między 5 a 7 kwietnia 1940 r. Stało się to tuż przed naszym wywiezieniem do Rosji. Jednak dowiedzieliśmy się o tym dopiero po powrocie do kraju. Wszystkie pisane w tym okresie listy do obozu w Ostaszkowie wracały z adnotacją „adresat wybył”. Od ojca dostaliśmy jedynie dwa listy, ostatni z lutego 1940 r. Przytoczę fragment wypowiedzi jednego z ocalałych, więźnia z Ostaszkowa: „Tak wlokły się beznadziejne dni, aż nadszedł dzień 4 kwietnia 1940 r. Tego dnia odszedł z obozu pierwszy transport – około 70 ludzi. Zaczęło się rozładowywanie obozu”. |
POLAKIEM JESTEM! - Tadeusz Sasinowski
|
Patriotyzm- Tadeusz Sasinowski
|
Modlitwa w drodze na zesłanie - Halina Terlecka
|
Subskrybuj:
Posty (Atom)