Grobowiec na granicach Syberii-Stefan Garczyński
Obyście nigdy nie znali tych krajów Gdzie wieczna zima mrozem ścina dusze, Gdzie gwałt i hańba męczarnie - katusze, Prawem narodu-godłem obyczajów; Obyście nigdy nie znali tych krajów!
Między wiecznością i życiem doczesnem, Jeżeli wiara i nadzieja nie snem, Zbawienia chwila jest w skonu godzinie; Ale kto na wschód z zachodu popłynie, Ten niech nadziei powrotu zaniecha! Ach, kto raz dotknął nogę tej granicy, Temu, zagasła nadzieja pociecha!
Dziś nowy tysiąc prowadzą z zachodu. Są to ostatnie pamiątki narodu Który żył chwilę i zginął śród życia; Są to ostatki okrętu z rozbicia Płynące kędy żagiel burzy spycha. Każdy w kajdanach wiedziony od kata; Ubiór ich płachta podarta i licha, Gospodą, w śniegach zakopana chata.
Młodzi są wszyscy wszyscy przecież już godłem Starości każdy dotknięty na twarzy; Oko bez ognia twarz blada i cicha Pamięć jedynym serca, ducha źródłem. Z niej, jako z rogów złoconych ofiara, - Szczęśliwa jeszcze, gdy się pysznić umie, I w najemników pasożytnym tłumie, Pogardza carem i służalcem cara!
Upływał trzeci tydzień ich podróży Połowa w drodze zasypana śniegiem Zmarła na zawsze a reszta najdłużej Jutro w Syberii Nad Uralu brzegiem, Stanęli dzisiaj ostatnim noclegiem.
Noc była mroźna na ziemi szeroko Jak tylko może sięgnąć ludzkie oko, Blado okropnie i na niebie blado. Gwiazdy w mgle nocnej wisiały bez blasku; Wokoło śpiących przy ogniska trzasku Sterczały piki tu znużone stado Tatarskich koni, grzebiąc mech kopytem, Błądzi po polu dalej straż kozacka Księżyc się czasem za Uralu szczytem Pokaże nagle, to ginie znienacka. Jutro znów pochód za najpierwszym świtem.
Zasnęli cicho szczęk kajdan i broni, Czasami tylko niewyraźnie dzwoni; Albo przez usta senne niewolnika, Imię się jakieś na wiatry wymyka. O sny, marzenia, wy skarby człowieka! Wasza opieka jak słońca opieka! Świata całego ubieracie twory W suknie jasności, w tęczowe kolory, Któż by chciał twierdzić, że słoneczne cudo, I blask, i kolor, spojrzenia ułudą? Albo gdy w nocy blask niknie z pomroką, Że nierzetelnym w dnie było oko?
Dwóch przecież nie śpi na starszego łonie Młodszy - brat może głową swą oparty, Leżał i milczał. Starszy, łzy na stronie Długo ocierał w końcu płaszcz podarty Z siebie zdjął nagle i drżącego ciało Okrywa tuli-lecz milczeli oba, Jednemu pewnie na słowo nie stało, Drugiemu usta zamyka żałoba.
Usta milczały-lecz usta milczące Język uczucia mają za rozmowę, Tkliwszą nad zimnych wyrażeń tysiące! Tak więc na głowę swego przyjaciela Przyjaciel starszy opuszcza swą głowę, Tchnieniem gorącym tchnienia mu udziela; Usta przycisnął miękkim całowaniem, Rękę przycisnął ręką swoją drżącą; On by chciał ducha życie i gorąco; Wyciągnąć z siebie i rozesłać na nim!
Ty mnie nic kochasz, umierasz beze mnie Rzekł wreszcie z płaczem ów starszy młodzieniec- Gdym cię rodzicom wydzierał tajemnie, Ze mną męczeński chciałaś dzielić wieniec, Ze mną przysięgłaś żyć, umierać razem!- Uciesz kochanka jedynym wyrazem, Powiedz, że żyjesz kochasz żeś moją!-
Próżno! Przelotny na licach rumieniec Błysnął na twarzy, jak w nieba przeźroczy Zachodnim słońcem chmury się ustroją, I znowu czarne w słup zbłądzono oczy Skryły się nagle w powiece otwartej; Usta jej sine przestała oddychać- Ale i żalów kochanka nie słychać.
I cicho znowu aż z rana, gdy warty Znak do pochodu dały obozowi, Gdy niewolnicy stanęli gotowi, Dwóch tylko z miejsca swego się nie ruszy; Przybiegli patrzą oboje bez duszy. Zakrzepłe ręce trzymały się silnie, Usta spojone w całowaniu stygły Oczy na siebie wytężone zgasły I tak są razem jako nieomylnie Żelazo leci do magnesu igły Albo w bój hufce, znajomymi hasły!-
Śród dzikich stepów grób im wykopano. Grób ich granicznym zostanie kamieniem, Może i kiedyś zbawcami zostaną! Bo słońce swobód, wiecznym przeznaczeniem, Miłości ofiar wygrzane płomieniem!
/[w] Reduta Romantyczna poezja niepodległościowa Kraków 1979 s 363-366 /
|
|
|
|