Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

czwartek, 19 stycznia 2023

Polski zesłaniec Tadeusz Pawlak- Lech Galicki

Polski zesłaniec Tadeusz Pawlak- Lech Galicki


           Polski zesłaniec Tadeusz Pawlak- Lech Galicki

 Pan Tadeusz, polski zesłaniec, walczył pod Lenino, tam polska krew się lała, a On nie zginął - Lech Galicki

A jakby się kto pytał to Pawlak jestem. Tadeusz Pawlak. Na Kresach urodzony 1923 roku. Tam także od dziecka z rodzeństwem pod rodziców opieką troskliwą i baczną, bywało że surową, ale jakże kochaną, dzieciństwo przeżyłem i do szkoły chodziłem.


Ałtajski-Kraj

Położenie Kraju Ałtajskiego na mapie Federacji Rosyjskiej.

W roku 1939 gdy Niemcy, a zaraz potem Rosjanie napadli na Polskę, razem z rodzicami i braćmi wzięty zostałem w wieku niecałych 16 lat w zsyłki sowieckiej niewolę. A była ona straszna i nieludzka. Bo jakże tak: chwil kilka na zabranie podręcznych rzeczy i wywiezienie na koniec świata do Ałtajskiego Kraju? Wszystko to wśród płaczu, bólu, krzyków i pogardy do nas i wszystkiego co polskie. Głód, głód, głód. Zimno, zimno, zimno. No i byliśmy my tam w tym Ałtajskim kraju, 

choć nie chcieliśmy i źle nam było tak, że słowem nie idzie oddać. Ja tułałem się, ale tak jak wszyscy zesłańcy bacznie obserwowany byłem. W dziurach w ziemi my mieszkaliśmy. A oddalać się nie wolno było, bo zabiliby człowieka, który to zamierzał zrobić. Zatrudniono mnie do pracy niewolniczej w kopalni złota. A czy nie jest to bardziej dziwne niż nadzwyczajne. Dookoła bieda aż piszczy, głód, a ja w kopalni złota urobek zgarniam i zdrowie moje przy tym oddaję. Oj, było, było…


Syberyjska kopalnia złota


Mijał czas bolesny i beznadziejny. W roku 1943 rozeszła się wieść, że wojsko polskie jest tworzone, i że ochotnicy mogą przybywać do Sielc nad Oką, gdzie obóz dla nich utworzono. Panie Boże, co to się wśród Polaków wtedy dziać zaczęło. Wszyscy: wychudzeni, w łachmanach, umęczeni zsyłką i ledwie żyjący wędrować zaczęli tam gdzie rodzima armia powstać miała. Jechali poprzylepiani do wagonów kolejowych na dachach, przywiązani do czegokolwiek na poruszającym się po szerokich torach pojezdie byle dojechać do tego Sielska, który to w zlepku państw sowieckich na Białorusi się mieścił.

I tak ja dzięki opiece Pana dotarłem wraz z innymi do owego Sielska. Jak tam było tak było, ale czuło się Polskę. Choć dali jej flagę z nieznanym mi orłem jak kura, tyle że białym i bez korony. Wielu z nas to bolało, ale przecież my szli dopiero walczyć o wolność Ojczyzny prawdziwej. Tam dowodził generał Zygmunt Berling, a widział ja go przez mgnienie oka. I tyle.

Tu najważniejsi byli polityczni oficerowie, którzy nas właściwego rozumowania świata uczyć mieli, odróżniania dobrego od złego według bolszewickiego dekalogu i wszystkiego co najważniejsze.

Mundury my mieliśmy liche, ale mundury z podobnymi do polskich emblematami. A także wielu było wojennych uczitieli, którzy wcisnęli się w rodzime mundury i nie znawszy języka polskiego Polaków udawali, aby wyszkolić chłopsko-robotniczą armię do walki z Germańcem. No i tak było. I co zrobić. Przygotowywali się my do wojowania za rodinu. Wszystkiego nijak nie opiszesz, a działy się sprawy zastanawiająco dziwne: znikali ludzie, którym nie podobał się orzeł bez korony i głośno o tym mówili i inni mówiący to, co myślą. To i ja milczałem, bo przecież do boju o Polskę czas się zbliżał i chciałem dożyć tej walki, a potem zginąć lub lepiej ucałować ojczystą ziemię.

Dwunastego października 1943 roku pod wsią Lenino na Białorusi rozpoczęła się krwawa bitwa z Niemcami walczącej w składzie trzydziestej trzeciej armii sowieckiej Pierwszej Dywizji Piechoty imienia Tadeusza Kościuszki pod dowództwem jenerała Zygmunta Berlinga. Byłem tam. Ja, Tadeusz Pawlak.

Szliśmy tam, gdzie nam kazano. Nic nie wiedzieliśmy. Serce, a i dusza i rozum żołnierza, chociaż przed chrztem bojowym wyczuwa, że za chwilę stanie na polu walki. Ale jak tam będzie? Kto pierwszy padnie? A może ja? Nie, nie, nie! I dalej do przodu. I padnij. I powstań. Padnij! Do przodu biegiem.

Idziemy tyralierą. Kule to jak lecą – słyszysz niby komary. Ale plon obfity te kule zbierają. To idący obok mnie kolega wygląda jak indor. Trafili go w ucho. Krew, krew, krew. Z boku w nos. Krew, krew, krew. Odwraca się do mnie i mówi on, doświadczony w kampanii wrześniowej żołnierz polski- nie patrz, idź… Niemcy mają silne gniazda ciężkich karabinów maszynowych. Jesteśmy ścinani seriami strzałów. Panie Boże…! I widzę niemieckiego żołnierza, który biegnie do mnie z ostrzem bagnetu nagim i ostrym i zaraz mnie zabija. To ja całą moją siłę skierowałem na uderzenie go kolbą w głowę i roztrzaskałem ją…Ale nie patrzałem, bo nie mogłem. Nie mogłem patrzeć. A zabić w obronie musiałem. Zapomnijcie tak jak i ja zapomnieć chcę. Widzę też niezwykły obraz: polski, ogromny, wysoki na ponad dwa metry sanitariusz opatruje pod ostrzałem rannych, ściąga ich z pola bitwy, idzie wyprostowany od jednego żołnierza do drugiego, wszyscy dookoła niego padają, a on nie, tylko chodzi, chodzi, chodzi i niesie pomoc, albo nad zabitymi znak krzyża czyni. Ja biegnę, idę, padam, szszt, szszt, szszt- pociski nadlatują. Nagle nad polem bitwy pod Lenino pojawiły się przedziwne niemieckie samoloty. Wyglądały jak ramy, taki kształt kwadratów miały. Bez skrzydeł były. Zatrzymywały się w powietrzu i tak wisząc wysyłały w naszym kierunku błyski. Żadnych kul ani bomb, tylko błyski. Tak jakby zdjęcia robiono. Patrzyliśmy i dalej do boju. Krew się lała strumieniami. Polska krew. Z boku, gdzieś daleko przyglądali się naszej strasznej i oddanej sprawie Polski bitwie sowieccy sojusznicy.

I wiele jeszcze się zdarzyło pod tym Lenino w 1943 roku. Tylu zesłańców za Polskę zginęło, że strach i cześć im i chwała. Ja, Tadeusz Pawlak przeżyłem. Przeżył także podobno sanitariusz wielki, który kulom się nie kłaniał, tylko niósł rodakom w boju pomoc do utraty tchu… Tak żyję jeszcze, patrzę na wszystko tak, jakby przed chwilą się zdarzyło.

PS. Wysłuchał i ze słuchu i pod wrażeniem wielkim opisał Lech Galicki.

/Droga Basiu,

zbierałem swego czasu bardzo intensywnie życiorysy tzw. świadków historii. Spotkałem pana Tadeusza Pawlaka, który mieszkał w Domu Kombatanta. Potem odszedł z tego świata, a ja czuję się w obowiązku, aby Jego życiorys zawierający duży epizod zesłańca trafił na Twój Blog. Wysyłam więc do Ciebie zapis w Jego imieniu, gdyż On już w gronie Aniołów.
Proszę , umieść biografię Pana Tadeusza na Twoim Blogu Sybiraków.
LG/