Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

środa, 23 lutego 2022

Szkoła – liceum -Zdzisław Ostrowski

Szkoła – liceum-Zdzisław Ostrowski
(fragmenty)

W Jasienicy krótko byłem,
Na dwa lata tam zostałem,
Podstawówkę ukończyłem.
Do liceum się dostałem.

A liceum w Radzyminie
Było kiedyś piękne dzieło
Już niestety nie zasłynie,

Gdyż to wszystko już spłonęło.

Cudne chwile przeżywałem
W tej przepięknej naszej szkole.
Wielu tam przyjaciół miałem,
W swoim gronie i zespole.

I wspaniałych wykładowców,
Którzy sił nie szczędzili
Dla swych dziewcząt jak i chłopców
Też wyrozumiali byli.

Nasi wierni przyjaciele
Cenną wiedzę nam oddali,
Bo w wykładach bardzo wiele
Swych mądrości przekazali. (...)

Przy kościele stał internat,
W którym chłopcy zamieszkali,
On był dla nich jak rezerwat,
Tam po lekcjach przebywali.

Stały łóżka w nim piętrowe
Z obu stron obszernej sali
I w warunkach wręcz wojskowych,
Wolne chwile tam spędzali

Nasz Internat był strzeżony
Poprzez aktyw „zet-em-pe”,
Bardzo często narażony,
Z jakich przyczyn? Każdy wie.

Tym powodem była wiara,
Uczęszczanie do kościoła,
A w ocenie skąpa miara,
Dla nas chłopców niewesoła.

Często byliśmy wzywani,
Na odprawę z dyrektorem,
Szczegółowo tam badani
Tradycyjnym jego wzorem.

Kto mu się sprzeciwić zdołał,
Miał on żywot niewesoły,
Zaraz na dywanik wołał
I wykreślał go ze szkoły.

Ja z chłopcami też mieszkałem
Razem, prawie cztery lata,
A pod koniec się dostałem
Na prywatkę do kamrata. (...)

Cały czas się myślą żyło,
Niech pękają nawet mury,
Głównym celem moim było
Przygotować do matury.

Dzisiaj chętnie ja wspominam,
Chociaż minął długi czas,
Trwały obraz – oryginał,
Który utkwił mocno w nas

Wielu dobrych profesorów
Było przecież w naszej szkole,
Więc korzystać z takich wzorów
Było można w tym zespole.

Matematyk, pan Łarykow,
Często nie spał nawet nocy,
Bo z powodu złych wyników
On udzielał nam pomocy.

Martwił się tym bardzo wiele,
Przyrzekł nam to prosto z góry:
„Ja was drodzy przyjaciele,
Doprowadzę do matury”.

Był w zasadzie mało znany,
W swych zamiarach bardzo skryty,
Lecz przez uczniów szanowany,
A w swej pracy znakomity.

A Kamińska, pani Jasia,
Polonistką u nas była,
Wszystkich uczniów w każdej klasie
Ona bardzo polubiła.

W gronie naszym, wszyscy wiemy
Czuła się też młodzieżowo,
Nieraz trudne tak problemy
Załatwiała ugodowo.

Pani Jasia, modna dama
Była piękna i wesoła,
A nie była nigdy sama,
Miała uczniów dookoła

Pan Kamiński – to mąż Jasi
Wykładowca rosyjskiego,
Miał on humor w każdym czasie,
Gdy wymyślał coś nowego.
Bardzo dobrym był człowiekiem,
Wiernym druhem i kamratem,
Choć nie stary jeszcze wiekiem
To pożegnał się z tym światem.

Po nim ja przejąłem role,
Rosyjskiego nauczałem,
W pierwszych klasach i w zespole,
Przecież język dobrze znałem.

Tak przez rok się mozoliłem,
Inne lekcje opuszczałem,
A, że wykładowcą byłem,
To i satysfakcję miałem.

W końcu nastał Pan Misiewicz,
Studia kończył w Leningradzie,
Mówił wolno jak Budrewicz,
Dobrze uczył on w zasadzie.

A z rosyjskim na maturze
Też emocji przybywało,
Bo trudności były duże
I kłopotów też niemało.

Chemię miał Stanisław Pasek,
Mówił szybko i zawile,
Więc zasady jak i kwasy
Pozostały mocno w tyle

Nikt z nas nie mógł pojąć tego,
Choć na pamięć się wkuwali,
Szkoda, że z wykładów jego
Mało żeśmy skorzystali.

A Pan Wójcik wuefista
Często z nami też przebywał,
Ładnie tańczył polkę, twista
I w siatkówkę chętnie grywał.

Chołoniewska Małgorzatka
Z dziewczętami przebywała
I nad każdą, jak ta matka,
Swą opieką roztaczała.

A nasz woźny Janek Klat,
Bardzo często On się złościł,
Więc przeklinał cały świat,
Nigdy nie śmiał się z radości.

Z Radzymina do Warszawy
Często żeśmy kursowali,
Załatwiali różne sprawy,
Coś dla siebie kupowali.

Do pociągu się wsiadało,
Który „ciuchcią” nazywali
I ze śpiewem się jechało,
Lub wesoło rozmawiało. (...)

Bardzo szybko czas upłynął,
Przeminęły cztery lata,
Choć w mym życiu on zasłynął,
       Przemknął, jakby strzelił z bata.                                                                                                                   
 

Informacja od wnuka autora wierszy p. JakubaWszeborowskiego : 

".. Zgadzam się na udostępnienie wierszy dziadka na Państwa blogu (Blog Koła Sybiraków w Lubaczowie) z zachowaniem pełnych danych autora tekstu tj. Zdzisław Ostrowski."


                                                                                                    
 


 -