Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

poniedziałek, 31 stycznia 2022

„A jeśli chodzi o Białystok…”- Tadeusz Węgrzyński



„A jeśli chodzi o Białystok…”- Tadeusz Węgrzyński


W czasie wybuchu wojny mieszkaliśmy w Białymstoku przy ulicy Kochanowskiego 21. Rodzice mieli domek. W czterdziestym roku, 13 kwietnia nad ranem (to była trzecia rano), sąsiadka powiadomiła nas, że Sowieci wywożą wszystkie rodziny w nieznanym kierunku. Wyszliśmy z domu, chodziliśmy po ulicach, ciemno jeszcze było, bo to był kwiecień, ale już zaczęło widnieć. Trzeba było wracać do domu, nie wiedzieliśmy, co się stało.

Gdy tylko wróciliśmy do domu, podjechał samochód, wysiedli Sowieci i okrążyli nasz dom. Mama zaczęła się pakować jeszcze zanim weszli, bo była pewna, że nas zabiorą. Jeden oficer sowiecki wszedł do domu, spojrzał na mamę i mówi:

– Chaziajka1, pakujecie się?
– A tak.
– A gdzie wy pakujecie się?
– Słyszałam, że nas wywożą do muża2.

--------------
1 Chaziajka (jęz. rosyjski) – gospodyni.

2 Muż (jęz. rosyjski) – mąż.
----------------------------

– Ano tak. No to pakujcie się, macie piętnaście minut na spakowanie się. W domu w tym czasie byłem ja, mama i starsza siostra; brata nie było, bo on trochę handlował wódką, jeździł z nią do Brześcia. Nad ranem wrócił i
zobaczył, że nasz dom okrążony i widział, jak nas wywożą, ale nie wszedł do mieszkania. Spakowaliśmy się… Załadowali nas na samochód i zawieźli na Hetmańską, pod tunel. Tam wagony stały, załadowali nas na wagony i jechaliśmy prawie miesiąc, aż dojechaliśmy do Pawłodaru.
Tam […] nas zakwaterowali na takim stadionie i z tego stadionu –podjeżdżały [tam] ciężarówki – nas rozwozili po sowchozach3 i po kołchozach4. Myśmy trafili z mamą do sowchozu, jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Pawłodaru. To była „Ferma numer dwa” – tak się nazywała. Umieścili nas w lepiance. W lepiance umieszczano po trzy czy cztery rodziny…. To była taka pół-lepianka, pół-bunkier, mieszkaliśmy w nim półtora roku. Był taki mróz… Nie wiedzieliśmy, co się dzieje w Polsce, w Białymstoku.

Mój brat miał na imię Napoleon. Jak zobaczył, że nas wywieźli, to nie wiedział, co robić. Mieliśmy rodzinę w Warszawie, więc on pomyślał, że do niej się przedostanie. Przeszedł przez granicę. Przez Małkinię5 i poszedł do Warszawy. Był dwa tygodnie w Warszawie, zorientował się, co jest w Warszawie, ale martwił się, co z domem, i postanowił wrócić. Jak przechodził z powrotem granicę, to złapali go Sowieci. Złapali – szpion! Wsadzili go do więzienia w Łomży. Siedział tam prawie pół roku, chorował między innymi na tyfus. Dostał w końcu wyrok – piętnaście lat więzienia, i go też wywieźli do Rosji, ale aż pod Archangielsk. Myśmy o nim nic nie wiedzieli i on nie wiedział nic o nas, gdzie jesteśmy...

Brat koniecznie chciał uciekać. Umówił się z kolegą. Chcieli się przedostać do Chin, iść do Mongolii, ale złapali ich Ruskie6. Złapali go, ale on znał już trochę język rosyjski i zrozumiał, co rozkazał dowódca żołnierzy:

Weź wyprowadź tam do lasu i rozstrzelaj go, żeby tu nie słychać było. Była to zima, więc kiedy żołnierz ruski prowadzący go przez las potknął się i upadł, brat uciekł. Żołnierz zerwał się, strzelił raz do góry i krzyczał: Stoj! Brat, nie zważając na to, uciekał przez las. Niedaleko była kolej, udało mu się wskoczyć do wagonu i odjechać. Jak się tworzyła Armia Andersa, zgłosił się do Koczytawa 7 … W tej miejscowość był werbunek. Tak trafił do Armii Andersa i z nią przeszedł szlak bojowy. Był pod Monte Cassino, tam został ranny. Pod Monte Cassino był z kolegą, razem w okopach leżeli. Przed atakiem kolega martwił się i mówi: Słuchaj, czy my wrócimy do Polski? A Napoleon uspokajał go: Na pewno wrócimy. Nie martw się. Niestety, chwilę po tej rozmowie uderzył pocisk artyleryjski. Kolega zginął na miejscu, a brat został ranny i trafił do szpitala we Włoszech.

------------
3 Sowchoz – państwowe gospodarstwo rolne w gospodarce sowieckiej.
4 Kołchoz – rolnicza spółdzielnia produkcyjna w gospodarce sowieckiej.
Formalnie rolnicy byli właścicielami ziemi przekazywanej do kołchozu.
5 W latach okupacji sowieckiej w pobliżu Małkini przebiegała granica niemiecko-sowiecka. Samo miasto znajdowało się po „niemieckiej” stronie.
6 Kolokwialna nazwa Rosjan.
7 Właśc. Kokczetaw.
–------

My w tym czasie byliśmy w sowchozie i nic o bracie nie wiedzieliśmy. Ale jak się tworzyła Armia Andersa, to nam zrobiło się lżej. Pozwolono podróżować i wyjechaliśmy do Pawłodaru, i tam mama zatrudniła się w tak zwanej arterii[?]8. Przędła wełnę kołowrotkiem, a potem z niej robiła rękawice i skarpety dla żołnierzy.

Miałem dwanaście–trzynaście lat i też musiałem pracować. Na początku pomagałem przy zbieraniu zboża, jeździłem wozem z koniem, a potem pasłem krowy. To była dość ciężka praca, bo to były stepy, wszystko wyschnięte, krowy nie miały co jeść. Ganialiśmy je około dwadzieścia kilometrów dziennie w step. Tam pracowałem jakieś dwa lata. Potajemnie doiłem te krowy i w takim pęcherzu przynosiłem do domu mleko. To było dodatkowewyżywienie. Moja siostra Eugenia była trochę starsza. Kazali jej przyjąć obywatelstwo ruskie, ale ona, jako patriotka, nie przyjęła. Mama musiała przyjąć ze względu na mnie, bo jeszcze mały byłem. Dużo ludzi starszych przyjęło, a młodzież nie! No i ją [Eugenię] aresztowali i wywieźli do Czelabińska. Dostała za nieprzyjęcie obywatelstwa wyrok, prawdopodobnie cztery lata więzienia. W Czelabińsku pracowała bardzo ciężko – młoda dziewczyna (miała dziewiętnaście–osiemnaście lat) pracowała przy wykopach… Wróciła do Polski w 1946 r., pojechała do Wrocławia i tam zamieszkała po powrocie. My wróciliśmy też w czterdziestym szóstym, ale do Białegostoku. To tak króciutko…

Tam w Kazachstanie, w Pawłodarze, utworzyli polską szkołę9, ale już jak powstawała Armia Andersa, ja tam mało chodziłem, może z pół roku wszystkiego… Czy rok tylko.

Po jakimś czasie, jak tworzyli Armię Kościuszkowską10, to już można powiedzieć było lżej, bo dostawaliśmy paczki „unrowskie”11, to na przeżycie.

A jak już wróciliśmy do Białegostoku, to też te paczki unrowskie dostawaliśmy, jako repatrianci.

Na początku Kozacy – Kirgizi byli wrogo nastawieni do ruskich, bo jak nastawała władza sowiecka, to, jak to się mówi – ich rozkułaczyli. Pozabierali wszystko, bo oni hodowali barany, konie. Jak pozabierali, to był straszny głód w trzydziestym którymś roku. To ja jeszcze do dnia dzisiejszego pamiętam te pasiołki – tak zwane fermy, opustoszałe, bo ludzie padali jak muchy, z głodu.
------------
8 Niewyraźnie wypowiedziane słowo.
9 Po wznowieniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Związkiem Sowieckim w miejscach osiedlenia Polaków tworzono polskie szkoły. W 1943 r. za zgodą Józefa Stalina powstał Związek Patriotów Polskich, który założył sieć szkół z polskim językiem nauczania, ale edukujących w duchu sowieckim.
10 8 V 1943 r. w Moskwie ogłoszono komunikat informujący o zgodzie władz radzieckich na propozycję Związku Patriotów Polskich dotyczącą powołania jednostki polskiej niezależnej od rządu londyńskiego i naczelnego dowództwa Polskich Sił Zbrojnych. W ten sposób powstała 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, potocznie zwana Armią Kościuszkowską. Jej dowódcą mianowano gen. Zygmunta Berlinga.
11 UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration – Administracja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Odbudowy) - międzynarodowa organizacja utworzona działająca w latach 1943-1947, świadcząca pomoc ludności dotkniętej tragedią II wojny światowej.
------------
To Kozacy z początku wojny chcieli, żeby Niemcy przyszli. Chcieli sowiecką władzę obalić. Bo jak Niemcy podeszli pod Moskwę i trochę zajęli terenów na Kaukazie, to do nas przywozili (do Pawłodaru) Czeczeńców. Przywozili ich w wagonach zimą. Pamiętam, jak stali, mróz, a oni nic nie mieli ze sobą, w samych ubraniach ich przywozili do nas. Czeczeńcy chcieli się oswobodzić, ale potem, jak Sowieci odbili te tereny, to Stalin ich wszystkich na Sybir powywoził.

A potem zmieniły się stosunki dlatego, że Niemcy zaczęli postępować bestialsko. Te obozy… Propaganda była wielka. Filmy pokazywali, pamiętam, jak to Niemcy mordują i tym podobne. Trochę się to zmieniło…

Jeśli chodzi o nas, to z początku ooo! Polskie pany przyjechały… Byli wrogo nastawieni, ale potem przekonali się, że relacje są inne…

Specjalnie to nam nie pomagali. To, co myśmy mieli, wymienialiśmy na zboże. Jakieś tam prześcieradła czy jakieś serwetki – to można było wymienić. Koło nas były duże tak zwane pasiołki niemieckie – z pierwszej wojny światowej, bo tam powywozili też Niemców. Im tam troszeczkę lepiej się powodziło. Mama, jak miała jakąś makatkę czy nie-makatkę, to dostawała dwa–trzy kilo mąki za to. Tak się przeżywało. Ale warunki mieliśmy okropne… W Pawłodarze mieszkaliśmy koło Irtysza, to jeździłem – jako chłopak, zimą – przez zamarznięty Irtysz na drugą stronę i zbierałem chrust, żeby palić. A mieszkanie… Tam, mieszkanie! Taki pokoik był, w którym zamarzało wszystko, zupa, nie zupa – wszystko zamarzało. Piętnaście, szesnaście stopni w mieszkaniu. To, co człowiek miał, to spał w tym, okrywał się, a na ścianach dwa–trzy centymetry szronu.

Jeśli chodzi o mnie, to ja chorowałem. Malarię miałem, to mnie do szpitala wzięli i jakoś wyszedłem z tego. Chorowałem też na dezynterię. Bardzo dużo ludzi umarło tam na dezynterię. Z krwią człowiek się załatwiał. A jeśli chodzi o mamę, to jakoś nie chorowała. Młodą kobietą jeszcze była. Ja miałem dwanaście–trzynaście lat, to różnie było, ale jeśli chodzi o zachorowanie na grypę czy coś, to nie. To był ostry, suchy klimat – lato było gorące, a zimą były mrozy.

Myśmy nie mieli żadnych rozrywek. Nic! Ja nie miałem czasu, pracowałem od świtu do nocy. To człowiek zmęczony. A zresztą, nie było nawet w czym chodzić. Jak pasłem krowy, to miałem tak zwane czirki. Na nogi się zakładało świeżą skórę wołową, moczyło się, nakładało się, a potem z biegiem czasu ona wysychała, że aż nogi skręcało. Straszne było chodzenie w nich…

Jeśli chodzi o burany, to jak mieszkaliśmy w tym kołchozie, zima w czterdziestym pierwszym roku czy w czterdziestym drugim była sroga. Okropna zima, mróz. Zawiewało nas, jak buran przyszedł, zawieje śnieżne, zawiewało wszystko i to okienko też. Nie wiedzieliśmy, kiedy była noc, a kiedy dzień. Zawiało! Bo na tym rzecz polegała, że przeszkodą były nierówności terenu. Step czasami był czyściutki, nie było na nim nic. Ale jak napotkał ten buran śnieżny jakieś nierówności, to zasypywał równo, tak samo i nas. [W lepiance] robiliśmy otwory w suficie, taki korytarzyk, żeby wyjść na wierzch i odkopać okienko, ale to okienko to się odkopywało raz na godzinę, na dwie, bo je zasypywało. Tunele się robiło, żeby wyjść.

A jeśli chodzi o ten pokoik, to nas mieszkało trzy rodziny. Trzy rodziny po cztery osoby…

Malecka 12 to jeszcze jest tutaj w Białymstoku, chyba jeszcze żyje. Dróżdżowa13 – wiem, że nie żyje. Malecka, to z dziećmi kiedyś ją widziałem, ona jest Sybiraczką, tak. Jeszcze jedna była – już nie żyje, żona policjanta ze Starosielc, ale nazwiska nie pamiętam. I jeszcze był Tykocki Bogdan14 . On na Mickiewicza mieszka z rodziną. Nie był w tej samej fermie, ale był w Pawłodarze. Znamy się. Potem – Pluta15, on był w Pawłodarze.

Powiadomili nas, że mamy wrócić do Polski. I nawet dość przychylnie się ustosunkowali. Jak pracowałem, to miałem duże zaległości z wypłatą.

A nam nie płacili rublami, tylko obligacjami jakimiś. To kazali nam wypłacić te wszystkie zaległości. Dostaliśmy te obligacje, dość dużo ich było – za dwa czy trzy lata pracy. Ale te obligacje to nam zabrali na granicy, jak wracaliśmy. Z nimi nie można było wjechać do Polski, twierdzili, że lepiej, żebyśmy oddali te obligacje…. Nie zostawili nic.

W Pawłodarze postawili wagony, cały transport. Każdy załadował się jak mógł… Prawie miesiąc jechaliśmy. Wieźli nas nie do Białegostoku. Nasz transport szedł do Warszawy, z Warszawy do Kutna. Jak ktoś chciał, jechał dalej, na zachód. Myśmy wysiedli w Warszawie. W Warszawie dostaliśmy się na Pragę, z Pragi pociągiem do Białegostoku. Ale dużo rodzin pojechało na zachód albo w inne strony.

A jeśli chodzi o Białystok, to tragedia…. Centrum miasta było zniszczone. Nasz dom jakoś ocalał, bo to dzielnica Piaski. Przy ulicy Kopernika, Bema, Kochanowskiego – niezniszczone były, ale centrum Białegostoku było bardzo zniszczone. Gruzy, gruzy, gruzy…

Jak wróciliśmy do Białegostoku już po wojnie, nie wiedzieliśmy nic o tacie, ale już poszła pogłoska, że wszyscy jeńcy wojenni, którzy byli w Starobielsku, Ostaszkowie, zostali rozstrzelani. I w czterdziestym szóstym mama starała się, bo dom był zapisany na ojca, żeby sądownie własność przeszła na mamę i na nas – na dzieci. I dostaliśmy metrykę zgonu ojca. Metryka opiewała, że ojciec zmarł dziewiątego maja czterdziestego piątego roku, bo to jest zakończenie wojny światowej. Nie podali daty śmierci, tylko…. A że ojciec był w Ostaszkowie, to wiedzieliśmy, bo napisał trzy listy.
Dostaliśmy pocztówkę i dwa listy – w czterdziestym roku, ostatni był
w czterdziestym roku. A potem ślad zaginął…
Nas zostawili w stepie, przy ziemiance i rób sobie co chcesz! Samochody
odjechały. Kilkanaście rodzin przywieźli. Kirgizi tylko tam byli.
I tu możecie mieszkać… Tam były takie lepianki opuszczone, nie wiem, czy to przygotowane dla nas, czy nie… gałęzie oblepiane łajnem krowim. Myśmy tym też palili, bo tam nie było żadnego opału, nic! Tam ani drzewka, ani nic nie było, tylko sam step. A na stepie to tylko trochę rosło pszenicy i te arbuzy… Arbuzów to była masa. No i wypas. Trochę było baranów, krów, i to wszystko*.
------
12 Prawdopodobnie chodzi o Alicję Malecką deportowaną 13 kwietnia 1940 r. do obwodu pawłodarskiego.
13 Nazwisko wypowiedziane bardzo niewyraźnie.
14 Bogdan Tykocki został wywieziony na Syberię jako dziesięcioletnie dziecko 13 kwietnia 1940 r. Przebywał w obwodzie pawłodarskim do 13 marca 1946 r.
15 Prawdopodobnie chodzi o Mieczysława lub Waldemara Plutę. Byli synami Wojciecha Pluty, przedwojennego policjanta, więźnia Ostaszkowa, zamordowanego przez NKWD 6 kwietnia 1940 r. w Twerze. Bracia od 1940 do 1946 r. przebywali na zesłaniu w Pawłodarze.
---

Opracowanie: Monika Szarejko i Magdalena Zięckowska-Tuchlińska

*Tadeusz Węgrzyński urodził się 15 III 1929 r. Razem z matką Józefą i starszą siostrą Eugenią był deportowany 13 IV 1940 r. z Białegostoku do Kazachstanu (sowchoz Czarnorycki, ferma nr 2, obwód pawłodarski). Do Polski powrócili w 1946 r. Relacja znajduje się w archiwum Muzeum Pamięci Sybiru.
--------------

 Źródło: "Zesłaniec" Numer 79 (2019)

RELACJE Z ZESŁANIA


By czas nie zatarł śladów naszych doświadczeń syberyjskich od wieków najdawniejszych aż po okres drugiej wojny światowej oraz w pierwszych latach po jej zakończeniu, a pamięć o tym trwała, redakcja „Zesłańca” postanowiła utworzyć nowy dział poświęcony tej problematyce. Spełniamy tym samym prośby wielu Czytelników, którzy przysyłają propozycje dotyczące publikowania swoich zesłańczych wspomnień, powołując się na zeszyt „Zesłańca” poświęcony Matkom Sybiraczkom, który spotkał się z wielkim zainteresowaniem.

Dział „Relacje z zesłania”, nawiązuje do serii „Biblioteka Zesłańca”, ukazującej się w Polskim Towarzystwie Ludoznawczym oraz serii pod nazwą „Wspomnienia Sybiraków”, wydawanej w poprzednich latach przez Komisję Historyczną Zarządu Głównego Związku Sybiraków pod red. nieodżałowanej pamięci Janusza Przewłockiego, pomysłodawcy tego działu w naszym piśmie. Zesłańcze wspomnienia wydawane były także w poczytnej serii „Tak było... Sybiracy”, realizowanej przez Oddział Związku Sybiraków w Krakowie, pod red. Aleksandry Szemioth, a także w roczniku „My, Sybiracy” wydawanym przez Oddział Związku Sybiraków w Łodzi.

Aktualnie relacje zesłańcze zgromadzone przez ten Oddział przekazane zostały do Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie utworzono Archiwum Sybiraków. Będą one stopniowo opracowywane i udostępniane na łamach „Zesłańca”, podobnie jak relacje znajdujące się w zbiorach Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku. Mamy nadzieję, że przez taki zabieg edytorski wzbogacamy naszą historiografię o cenne źródła dotyczące deportacji Polaków na Syberię, do Kazachstanu, na Daleki Wschód i w inne rejony Związku Radzieckiego. (red.)