Zamieć- Maria Rogowska
Wiatr wyje i świszcze , i zgrzyta zębami, Skowycząc jak bestia okrutna i zła I śnieżną zaporę wznosi przed oczami, I siecze twarze ostrym pyłem szkła.
Mróz szczypie i kąsa, i rwie pazurami, Jak sfora dzikich, oszalałych psów, Jak igły wbite tkwią pod paznokciami... W pamięci staje zwid koszmarnych snów.
Oddech tamuje śnieżna zawierucha, Serce się w piersi kołacze jak ptak, A wicher, wyjąc bez ustanku dmucha, Wznosząc śniegowych wałów długi szlak.
Legenda mówi, że przed wielu laty, Ziemska powłoka nagą była wciąż, Biedna roślinność bez śniegowej szaty, Wymarzając drżała, jak tchórzliwy mąż.
Robaczki, muszki i inne owady, A nawet zwierząt dość pokaźny krąg, Cierpiąc, co roku czekały zagłady I umierały, wśród bezgłośnych mąk.
wówczas anieli, z Opatrzności zgodą; Niepokalaną swoich skrzydeł biel Szarpią na strzępy i ze swoją szkodą Ścielą kobierzec- miłosiedzia cel.
Ale w krainie północnego mroku, Bezkresnej tundry i polarnych zórz, Śniegowe wały sięgają obłoków, Na kształt bałwanów i lodowatych mórz.
Do walki ciężkiej ze spiętrzonym śniegiem Gdy mroki nocy lamp rozprasza łuk, Slabe kobiety nierównym szeregiem Idą, z trudnością wlokąc ciężar nóg.
Bezustanna walka z surowym żywiołem, Chociaż ciemność nocy wciąż otacza nas, Choć przemoc panuje nad naszym zespołem, serc naszych nie złamie ciężkiej próby czas.
/styczeń, 1950/
| |
|
|
|
|
|
|
|