Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

poniedziałek, 31 stycznia 2022

Sybiracka miłość silniejsza niż śmierć i rozstanie - Maria Miller

       

Sybiracka miłość silniejsza niż śmierć i rozstanie 
- Maria Miller-
                                 - reportaż Grażyny Wosińskiej -


fot. Grażyna Wosińska
Maria Miller, sybiraczka, ma łzy w oczach, gdy wspomina Antoniego, swoją miłość sprzed prawie siedemdziesięciu lat. Do dzisiaj przechowuje w albumie podarowany przez niego zasuszony kwiat.

Miłość przetrwa wszystkie przeciwności losu - przekonuje Maria Miller.


Maria Miller ma 85 lat i mieszka w Elblągu. Pochodzi z Rafajłowej koło Lwowa i Stanisławowa. Ta miejscowość znana jest z krzyża postawionego na pamiątkę wkroczenia 12 października 1914 roku żołnierzy polskich pod dowództwem Józefa Hallera. Jeszcze wtedy nie było pani Marii na świecie. Nie poznała czym była I wojna, ale okrucieństwo tej następnej doświadczyła aż nadto. Przed wojną dzieciństwo miała szczęśliwe. - Wydawało się, że tak będzie zawsze - wspomina. - We wrześniu 1939 roku wkroczyli Sowieci. W Nowy Rok 
1940 aresztowali mojego ojca, którego już nigdy nie zobaczyłam.

Rozstanie z ojcem nie było ostatnią rodzinną tragedią. 

- 13 kwietnia 1940 roku o świcie nasz dom otoczyli funkcjonariusze NKWD - opowiada pani Maria. - Po gruntownej rewizji dali nam niewiele czasu na spakowanie rzeczy. Potem szłam do stacji kolejowej 4 kilometry z matką i siostrą niosąc toboły na plecach. Po 6 tygodniach jazdy pociągiem, w chłodzie i prawie bez wody, dojechałyśmy do miejsca zsyłki w Kazachstanie. Warunki życia były trudne: głód, zimno, choroby. Walka o przetrwanie nie pozwalała nawet marzyć o pierwszej wielkiej miłości.

- A jednak było mi dane ją przeżyć - mówi Maria Miller. - Pierwszy raz spotkałam Antosia 17 stycznia 1943 roku. Nie zapomnę tego dnia. Gdy sprzątałam śnieg z Arusią, moją przyjaciółką zobaczyłam młodego mężczyznę przechodzącego obok i powiedziałam, że kacap sobie chodzi i nic nie robi. Uznałam, że nie zna polskiego i nic nie zrozumie. Zdrętwiałyśmy ze strachu, gdy podszedł do nas. Najczystszą polszczyzną zapytał czy może nam pomóc. I tak zaczęła się nasza miłość od pierwszego wejrzenia.

Maria i Antoni każdą wolną chwilę spędzali razem. - Podczas jednego ze spacerów podarował mi kwiaty - wspomina Maria Miller. - Zasuszyłam jeden z nich. Postanowiłam, że zrobię wszystko, by nie zaginął. Słowa dotrzymałam. Wszystko co dobre szybko się kończy. Antoni musiał wyruszyć na front. Wiedział, że bez jego pomocy Maria może nawet umrzeć z głodu lub chorób.

- Zapewniłam Antosia, że przetrwam wszystko, bo mam Boga w sercu - wspomina. - Obiecałam, że napiszę do jego rodziców, którzy mieszkali w Kamieniu Podolskim.


Antoni - wielka miłość Marii Miller, zdjęcie wykonane w 1943 roku;
fot. - reprodukcja, Grażyna Wosińska 


Historia Marii i Antoniego jak w prawdziwym melodramacie nie kończy się szczęśliwie. Nie zobaczyli się już nigdy. Dwadzieścia lat po wojnie dopiero mogli do siebie napisać. Wtedy już mieli własne rodziny. Antoni podczas wojny był pilotem i został zestrzelony. Doznał urazu kręgosłupa i przez siedem lat poruszał się na wózku inwalidzkim. Ukończył studia prawnicze. Mieszkał w Żytomierzu. - O śmierci Antosia najpierw dowiedziałam się ze snu - wspomina. - Antoś szedł obok. Mówię do niego, a on się nie odzywa. Uznałam, że to coś złego. Córka Antosia przysłała list. Napisała w nim ostatnie słowa swojego ojca. Nakazał jej jechać do Elbląga, by prosić mnie o pomoc w ochrzczeniu jej samej i wnuka. Pamiętam z listu dokładnie jedno zdanie: "Jedź, bo Marysia ma Boga w sercu".

Wola Antoniego została spełniona. - Ja i mąż byliśmy rodzicami chrzestnymi córki Antosia jej męża, natomiast moja córka z zięciem - wnuka Antosia - opowiada pani Maria.

Antoni miał dwie córki. Z obiema utrzymuje Maria Miller kontakt. - Wymieniamy listy i życzenia świąteczne - mówi pani Maria. - Są wdzięczne za odnalezienie drogi do Boga. Druga córka Ludmiła wzięła ślub kościelny. Mam zdjęcia w albumie z tego wydarzenia. Przesyłam paczki z odzieżą na Krym. Tam teraz mieszkają córki Antosia. Pytały mnie dlaczego tak im pomagam. Odpowiedziałam, że odwdzięczam się za każdy kęs chleba od waszego ojca, który ratował mnie od śmierci głodowej podczas zsyłki w Kazachstanie. I tak kończy się opowieść o sybirackiej miłości. Czy o takiej marzą współczesne dziewczyny i współcześni

Tekst ze strony: https://naszemiasto.pl/sybiracka-milosc-silniejsza-niz-smierc-i-rozstanie/ar/c13-4464364