
Przez wiele lat PRL-u wiedza o masowych wywózkach polskich obywateli w najbardziej odległe, dzikie tereny sowieckiego imperium i prawda o zbrodni katyńskiej, ze względów politycznych były „białymi plamami” w polskiej historii.
Związek Sybiraków - organizacja, która dopiero od 1989 r. może głośno mówić o latach sowieckiej niewoli, nawiązuje do pierwszej organizacji o tej nazwie, założonej w 1928 r. Tradycja wywózek Polaków walczących o niepodległą Polskę sięga bowiem już XVIII wieku. Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 r. tę gehennę przeżywali konfederaci barscy. Później, w wyniku represji, dziesiątki tysięcy Polaków wywieziono po powstaniu listopadowym w latach 1830-50 (ok. 50 tys. osób), kolejna wielka fala skazańców popłynęła po powstaniu styczniowym w latach 1863-64. W dalszych latach ich szeregi zasilali działacze patriotyczni z organizacji konspiracyjnych i więźniowie polityczni. Po 17 września 1939 r., gdy Związek Sowiecki zadał Polsce kolejny cios zwany „nożem w plecy”, polskich oficerów mordowano w lasach Katynia, Ostaszkowa, Starobielska, zaś w bydlęcych wagonach na Sybir wywożono już nie tylko działaczy patriotycznych, ale całe polskie rodziny, w tym starców i dzieci, ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej.
Dopiero w roku 1989 mogli powiedzieć oficjalnie, że tam byli. Przez cały czas trwania PRL nie mogli przyznawać się, że byli zesłańcami na Syberię.
Słowo od autorki bloga:
Historia jest nauczycielką życia.
Jako córka i wnuczka Sybiraków, znałam opowieści o latach tułaczki wojennej w Kazachstanie, przekazywane przez moich Bliskich fragmentami, przyciszonym głosem, przez łzy bólu i żalu. W PRL-owskiej szkole uczyli mnie zgoła innej historii. Rodzinne losy musiały pozostawać głęboko ukryte w tajemnicy. Swojej babci Anny, która nie przeżyła koszmaru zesłania, nie dane mi było poznać. Podobnie jak innych członków rodziny, którzy spoczywają w stepach Kazachstanu...
I ja także doczekałam się osobistej satysfakcji, że mogłam spisać autentyczne wspomnienia moich Bliskich, że mogę prowadzić blog i udostępniać wspomnienia innych Sybiraków, a Oni sami mogą głośno opowiadać swoim wnukom, prawnukom, sąsiadom o okrutnych latach swojej młodości, bez obawy, że nauczyciele historii w szkole zrobią im „wodę z mózgu”.
Dzisiejsza młodzież może zaś z dumą powtarzać za swoimi dziadkami strofy Marsza Sybiraków:
„A myśmy szli, i szli - dziesiątkowani/ Przez tajgę, stepy - plątaniną dróg!/ (...)
I przez Ludową przeszliśmy - niepokonani
/ Aż Wolną Polskę - raczył wrócić Bóg!!!”
A tak na marginesie - Adam Dobroński w książce :"Losy Sybiraków" pisze tak :
„historia „dziurawa” nie jest nauczycielką, nie jest też historią, a propagandą. Najłagodniejszą formą kłamstwa jest przemilczenie. Tak było z historią zesłań w całym okresie PRL. Był to temat tabu. Urząd Bezpieczeństwa, słynne UB, przejął funkcje NKWD - zresztą, działając pod jego kontrolą - w pilnowaniu, by nie powstała opozycja wobec systemu i ideologii narzuconej z zewnątrz. (...) Sybiracy milczeli, bo po powrocie z zesłania mogli trafić do polskich więzień. I niejednego to spotkało, gdy mówił głośno to, co wiedzieli tylko ci, którzy to przeżyli”.
|
|