Sybiracy są świadkami, w których głos należy się wsłuchiwać


       „Pamięć ocalała, bywa  jednak i tak,  
           że i Ona  potrzebuje ocalenia”. 
 
                 Barbara Janczura.
 
 
         10 lutego 1940 roku wywożono całe rodziny.
     
        13 kwietnia 1940 roku wywożono kobiety z dziećmi, ponieważ dwa dni wcześniej aresztowano mężów i ojców.

Czytając i słuchając wspomnień Sybiraków zauważyć można odmienność w opisach z dwóch powodów:

Najtragiczniejszy był los polskich sierot, które kierowano do sowieckich sierocińców tzw. dietdomami. Oprócz obowiązkowej nauki języka rosyjskiego, zmuszano je do różnych prac na rzecz tych domów, kierowano do ciężkich prac kołchozowych.

Bez rodziny, bez pomocy opiekunów czy tez znajomych ich życie, walka o przetrwanie, była z góry przegrana.
 
 

Losy Sybiraków w PRL


 

Przez wiele lat PRL-u wiedza o masowych wywózkach polskich obywateli w najbardziej odległe, dzikie tereny sowieckiego imperium i prawda o zbrodni katyńskiej, ze względów politycznych były „białymi plamami” w polskiej historii.

Związek Sybiraków - organizacja, która dopiero od 1989 r. może głośno mówić o latach sowieckiej niewoli, nawiązuje do pierwszej organizacji o tej nazwie, założonej w 1928 r. Tradycja wywózek Polaków walczących o niepodległą Polskę sięga bowiem już XVIII wieku. Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 r. tę gehennę przeżywali konfederaci barscy. Później, w wyniku represji, dziesiątki tysięcy Polaków wywieziono po powstaniu listopadowym w latach 1830-50 (ok. 50 tys. osób), kolejna wielka fala skazańców popłynęła po powstaniu styczniowym w latach 1863-64. W dalszych latach ich szeregi zasilali działacze patriotyczni z organizacji konspiracyjnych i więźniowie polityczni. Po 17 września 1939 r., gdy Związek Sowiecki zadał Polsce kolejny cios zwany „nożem w plecy”, polskich oficerów mordowano w lasach Katynia, Ostaszkowa, Starobielska, zaś w bydlęcych wagonach na Sybir wywożono już nie tylko działaczy patriotycznych, ale całe polskie rodziny, w tym starców i dzieci, ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej.
  

Dopiero w roku 1989 mogli powiedzieć oficjalnie, że tam byli. Przez cały czas trwania PRL nie mogli przyznawać się, że byli zesłańcami na Syberię.

Słowo od autorki bloga:

Historia jest nauczycielką życia. 

Jako córka i wnuczka Sybiraków, znałam opowieści o latach tułaczki wojennej w Kazachstanie, przekazywane przez moich Bliskich fragmentami, przyciszonym głosem, przez łzy bólu i żalu. W PRL-owskiej szkole uczyli mnie zgoła innej historii. Rodzinne losy musiały pozostawać głęboko ukryte w tajemnicy. Swojej babci Anny, która nie przeżyła koszmaru zesłania, nie dane mi było poznać. Podobnie jak innych członków rodziny, którzy spoczywają w stepach Kazachstanu...

I ja także doczekałam się osobistej satysfakcji, że mogłam spisać autentyczne wspomnienia moich Bliskich, że mogę prowadzić blog i udostępniać wspomnienia innych Sybiraków, a Oni sami mogą głośno opowiadać swoim wnukom, prawnukom, sąsiadom o okrutnych latach swojej młodości, bez obawy, że nauczyciele historii w szkole zrobią im „wodę z mózgu”. 


Dzisiejsza młodzież może zaś z dumą powtarzać za swoimi dziadkami strofy Marsza Sybiraków: 
„A myśmy szli, i szli - dziesiątkowani/ Przez tajgę, stepy - plątaniną dróg!/ (...) 

I przez Ludową przeszliśmy - niepokonani

/ Aż Wolną Polskę - raczył wrócić Bóg!!!”

A tak na marginesie  -  Adam Dobroński w książce :"Losy Sybiraków" pisze tak :

„historia „dziurawa” nie jest nauczycielką, nie jest też historią, a propagandą. Najłagodniejszą formą kłamstwa jest przemilczenie. Tak było z historią zesłań w całym okresie PRL. Był to temat tabu. Urząd Bezpieczeństwa, słynne UB, przejął funkcje NKWD - zresztą, działając pod jego kontrolą - w pilnowaniu, by nie powstała opozycja wobec systemu i ideologii narzuconej z zewnątrz. (...) Sybiracy milczeli, bo po powrocie z zesłania mogli trafić do polskich więzień. I niejednego to spotkało, gdy mówił głośno to, co wiedzieli tylko ci, którzy to przeżyli”.